N1579
Profesor dr hab. inż. rybactwa, córka prof. Stanisława Swianiewicza (1899–1997), ocalałego świadka Zbrodni Katyńskiej.
Jest lipiec 1941 roku. Trwa inwazja niemiecka na ZSRS. Tymczasem w więzieniach sowieckich przebywa wielu więźniów politycznych, uznanych przez Rosjan za „kontrrewolucjonistów”. Wśród nich jest również ponad osiemdziesięcioletni dziadek pani Marii, Józef Zambrzycki, ziemianin z Kresów. Wraz z nim w więzieniu w Zasławiu koło Mińska siedzi przedwojenny nadleśniczy z Białowieży, Rosjanin Metody Romanow. Sowieci, nie chcąc dopuścić, aby więźniowie polityczni dostali się w ręce niemieckie, gnają ich w morderczych marszach śmierci na wschód. Każdy z osadzonych niesie łopatę, aby własnoręcznie wykopać sobie grób. Gdy w pewnym momencie zatrzymują się w lesie, rozlega się ogromny szloch, a jedna z białoruskich kobiet, wedle jakiegoś starego zwyczaju, oświadcza, iż chce umierać w sukni ślubnej, wdając się przy tym w utarczkę słowną z enkawudzistami. Jedynie leciwy Józef Zambrzycki zachowuje spokój, wiedząc, że dobrze przeżył swoje życie. Wtem niespodziewanie nadlatują niemieckie samoloty. Wykorzystując chwilę zaskoczenia i krzyk Białorusinki, dziadek woła „Bracia za mną”, po czym wskakuje do lasu, a za nim grupa więźniów. Biegną co sił w nogach kilka kilometrów w głąb puszczy. Gdy już się zatrzymują, by odsapnąć, z ulgą stwierdzają, że nie są ścigani. Wszyscy klękają i modlą się, po czym pan Józef deklaruje się przeprowadzić grupę dalej przez las. Wówczas nadleśniczy Romanow oponuje, twierdząc, iż w leśnej gęstwinie łatwiej można zginąć od przypadkowej kuli. Znając język niemiecki, zachęca, aby ruszyć szosą. Część z ocalałych przystaje na jego propozycję, pozostali ruszają za panem Józefem. I jak się niebawem okazuje, Metody Romanow jako jedyny ze zbiegłych więźniów ginie od przypadkowego postrzału…